
Polsce nie grozi pustynnienie w najbliższych dziesięcioleciach, ale problem suszy jest. Susze zdarzają się częściej, obejmują większe obszary kraju i są intensywniejsze. Problemu nie rozwiązują ulewne deszcze. Przynoszą ryzyko powodzi, nie kończą suszy – podkreśla ekohydrolog dr Sebastian Szklarek.
Ekspert zwraca uwagę, że susze mają realny wpływ na gospodarkę, a przede wszystkim na rolnictwo.
Z okazji minionego Światowego Dnia Walki z Pustynnieniem i Suszą dr Szklarek z Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii Polskiej Akademii Nauk, autor bloga Świat Wody powiedział, że łatwo dostępne zasoby wodne w Polsce nie tylko maleją, ale też są źle wykorzystywane.
Gdy pada ulewny deszcz, często słyszymy: 'o, to dobrze, będzie mniej sucho’. Tymczasem to właśnie te najbardziej spektakularne opady w najmniejszym stopniu uzupełniają nasze zasoby wodne. Ziemia, która długo była przesuszona, nie przyjmuje gwałtownie spadającej wody. Takie opady przypominają podlewanie przesuszonej rośliny, kiedy zamiast wsiąkać, woda spływa po powierzchni. Tylko że w skali kraju ten efekt ma poważne konsekwencje.
zaznacza ekspert
Wyjaśnia, że terminy takie jak pustynnienie czy stepowienie opisują zmiany krajobrazu, w których obszary dotychczas pokryte roślinnością stopniowo, na skutek utraty wilgotności, tracą ją, przekształcając się w suche, jałowe przestrzenie przypominające pustynie lub stepy. Choć sytuacja taka nie dotyczy na razie Polski bezpośrednio, problem zmian w strukturze roślinności i zmniejszania się wilgotności gleby istnieje i pogłębia się z roku na rok.
Według danych IOŚ-PIB 45% powierzchni rolnych i leśnych w naszym kraju jest zagrożonych występowaniem suszy rolniczej. Szczególnie narażone są regiony w centrum kraju, jak Wielkopolska. Skutkiem, który już możemy obserwować, jest zmniejszenie plonów, gorsza jakość upraw, ich większa podatność na szkodniki, a co za tym idzie wyższe ceny żywności i problemy w sektorze rolnym.
Wbrew obiegowej opinii susza to nie tylko brak deszczu. To zaburzenie bilansu wodnego, czyli sytuacja, w której z krajobrazu ubywa więcej wody, niż się do niego dostaje. W praktyce oznacza to mniej opadów i jednocześnie więcej parowania. Tę drugą wartość zwiększają dodatkowo wysokie temperatury i wiatr.
mówi dr Szklarek
Wszystkie te niekorzystne procesy są napędzane przez zmiany klimatyczne. Opady są w ostatnich latach rzadsze, za to bardziej intensywne, wręcz nawalne. W efekcie, choć czasami spada dużo wody, to dzieje się to w krótkim czasie, przez co nie ma ona szans wsiąknąć w glebę i zamiast zasilać rośliny czy uzupełniać zasoby podziemne, spływa szybko po powierzchni, często wywołując podtopienia. Potem następują długie okresy bez deszczu.
Można to porównać do rośliny doniczkowej. Jeśli przez dwa tygodnie jej nie podlewamy, a potem zasilimy całą konewką na raz, to większość tej wody się przeleje i zabrudzi parapet, a roślina i tak uschnie. Przyrodzie też nie służą takie skrajności.
tłumaczy ekohydrolog
W dodatku coraz wyższe temperatury sprawiają, że woda szybciej znika z krajobrazu – paruje z kałuż, ale także z gleby oraz roślin, pogłębiając problem niedoboru. Z powodu tak zmieniającego się bilansu wodnego całych regionów zagrożone są już nie tylko pola, ale także lasy, rzeki i zbiorniki wodne.
Niski poziom zasobów wodnych to jedno, ale równie poważnym problemem jest zbyt szybkie odprowadzanie wód opadowych oraz zabetonowane miasta i brak naturalnych form retencji. Od dziesięcioleci dominowało u nas myślenie o pozbywaniu się wody: odwadnianiu pól, osuszaniu terenów. Tymczasem powinniśmy ją zatrzymywać tam, gdzie spadnie – w krajobrazie, w glebie, w małych zbiornikach. Każda kropla ma znaczenie.
podkreśla ekohydrolog
W jego opinii największym wyzwaniem jest adaptacja do zmieniających się warunków klimatycznych. Oznacza ona m.in. odtwarzanie mokradeł, zatrzymywanie wody tam, gdzie spadła, stosowanie naturalnych metod retencji oraz zmiany w rolnictwie, np. wprowadzanie upraw odporniejszych na suszę i racjonalne gospodarowanie wodą.
Ekspert przypomina, że przez dziesięciolecia zabudowa miejska i inżynieria wodna koncentrowały się na jak najszybszym odprowadzaniu wody opadowej, traktując ją jak odpad. Tymczasem w obecnych warunkach jest ona cennym zasobem, który należy zatrzymać i ponownie wykorzystać. Poza działaniami systemowymi oznacza to konieczność wdrażania rozwiązań małej retencji, ponownego wykorzystywania ścieków, wprowadzania zieleni i zbiorników wodnych do miast oraz ciągłego edukowania społeczeństwa.
W Polsce na razie dostęp do wody pitnej nie jest zagrożony, ponieważ większość z nas korzysta z ujęć podziemnych, które są stabilniejsze niż powierzchniowe. W dodatku duże ujęcia, np. w Wiśle, często wykorzystują wodę spod dna rzeki, czyli nawet jeśli lustro wody spadnie, pobór nadal będzie możliwy. Ale z czasem i u nas problemy mogą zacząć się pojawiać, jak np. już jest w niektórych rejonach Hiszpanii. Trzeba się do nich odpowiednio przygotować.
podsumowuje ekspert
źródło: naukawpolsce.pl, Katarzyna Czechowicz
Powiązane artykuły:
Dziękuję, że przeczytałaś/eś powyższe informacje do końca. Jeśli cenisz sobie zamieszczane przez portal treści zapraszam do wsparcia serwisu poprzez Patronite.
📩 Zapisz się na newsletter i otrzymuj ekowiadomości prosto na swoją skrzynkę!
Subskrypcja daje Ci także dostęp do specjalnego działu na portalu, gdzie znajdziesz darmowe materiały do pobrania: poradniki, przewodniki, praktyczne zestawienia, wzory, karty pracy, checklisty i ściągi. Wszystko, czego potrzebujesz, aby skutecznie wprowadzać ekologiczne zmiany w swoim życiu.
☕ Możesz również wypić ze mną wirtualną kawę! Dorzucasz się w ten sposób do kosztów prowadzenia portalu, a co ważniejsze, dajesz mi sygnał do dalszego działania. Nad każdym artykułem pracuję zwykle do późna, więc…..
Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat? Skontaktuj się pisząc maila na adres:
✉️ informacje@wlaczoszczedzanie.pl
🔍Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej portalu Włącz oszczędzanie