Przyrodnicy uratowali kilkaset jaj mewy siwej – zagrożonego w Polsce gatunku – w rejonie środkowej Wisły. Zabrali jaja ptaków i umieścili je w inkubatorach, a tuż przed wykluciem odłożyli je do gniazd. Dzięki temu jaj nie zjadły drapieżniki i nie zabrała tegoroczna fala powodziowa.
Na terenie Polski żyje około 1800 par mewy siwej. To jeden z najbardziej zagrożonych wyginięciem gatunków polskich ptaków – ocenia dr Dariusz Bukaciński z Katedry Przyrodniczych Podstaw Ochrony Środowiska z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Najważniejszym lęgowiskiem (miejscem składania jaj) mewy siwej w naszym kraju jest środkowa Wisła, gdzie gniazduje 80-90% krajowej populacji tego gatunku.
Te mewy nie wyróżniają się niczym szczególnym. Studentom mówię zawsze, że ich cechą charakterystyczną jest brak cech charakterystycznych. Populacja tych ptaków w Polsce jest jednak nieliczna. Zagrażają im przede wszystkim norki amerykańskie i lisy, które wyjadają jaja.
opowiada ornitolog
Sezonowo, na kilka miesięcy, przylatują do Polski mewy tego samego gatunku z Rosji, Litwy czy Estonii, szukając cieplejszych terenów na zimę. Potem jednak wracają na tereny lęgowe znajdujące się poza naszym krajem.
Od kilku lat naukowcy pomagają krajowej populacji mewy siwej. Na przestrzeni ok. 80 km wzdłuż Wisły, gdzie gniazduje ich ok. 200 par (od Puław do ujścia Pilicy) wybierają na wiosnę jaja z gniazd, złożone przez te ptaki. Następnie na ok. trzy tygodnie umieszczają je w inkubatorach w stacji badawczej we Wróblach. Na ich miejsce do gniazd podkładają atrapy – odpowiednio pomalowane, drewniane „jaja” w kolorze ciemno-zielonym, z licznymi szarymi i czarnymi kropkami. Później, tuż przed wykluciem piskląt, odkładają prawdziwe jaja do gniazd.
Mewy nie widzą różnicy i wysiadują nawet jaja-atrapy, a drapieżniki – jeśli uda im się wykraść jajo, nie czynią szkody populacji mew. Zresztą widzimy, że nawet wrony dają się nabrać na sztuczne jaja. Są bardzo zdziwione, gdy próbują rozbić swoją zdobycz, czyli jajo, zrzucając je z dużej wysokości, a to uparcie nie chce się rozłupać.
opowiada dr Bukaciński
W obecnym sezonie przyrodnicy podmienili ponad 300 jaj. W międzyczasie, wskutek opadów, poziom wód w rzekach w wielu częściach kraju gwałtownie wzrósł.
Większość gniazd spłynęła wraz z tegoroczną powodzią, zatem uratowanie przez nas jaja są w zasadzie jedynymi tego gatunku, które przetrwały ten sezon w rejonie środkowej Wisły.
wskazuje naukowiec
Wrony czy nagłe przybory wody są niebezpieczne dla lęgów mewy siwej, ale to lisy i norki amerykańskie są jej głównym problemem. Ich populacje – zdaniem Bukacińskiego – są zdecydowanie za duże. Jak sugeruje, w mogłoby pomóc rozwiązanie systemowe – odłowienie albo odstrzał. Jednak myśliwi nie są tym zainteresowani.
Naukowiec zapowiada kontynuację akcji sztucznego inkubowania również w przyszłym sezonie, „niezależnie od tego, czy uzyskamy dodatkowe finansowanie – czy nie”. Tegoroczna akcja była sfinansowana wyłącznie ze środków własnych naukowców.
źródło: naukawpolsce.pap.pl