
Ogień zmusił do ewakuacji 80 tysięcy ludzi i zmiótł kilka dzielnic, zniszczył około 2,4 tysięcy budynków, ale nikt nie zginął. Płomienie strawiły do tej pory 229 tysięcy hektarów lasów. Takich pożarów nie sposób opanować, a przez zmiany klimatu będzie ich coraz więcej. Kanadyjski rząd szacuje, że ten, z którym obecnie walczy kraj, może być najbardziej kosztowną katastrofą naturalną w jego historii.
Początkowo nic nie zapowiadało takiego rozwoju sytuacji. Pożary lasów w prowincji Alberta na zachodzie Kanady nie są niczym nadzwyczajnym. Zazwyczaj mają jednak znacznie mniejszą skalę i są skutecznie ograniczane przez strażaków. Wszystko rozegrało się w ciągu paru godzin. Stacje radiowe co kilkanaście minut informowały, gdzie przemiesza się ogień. Początkowo proszono o ewentualną ewakuację, ale potem o natychmiastową.
Problem z wielkimi pożarami lasów jest taki, że trudno przewidywać, jak będą się zachowywały. Ogień szalejący na dużym obszarze tworzy własne prądy powietrzne. Rozgrzane przez pożar powietrze leci ku górze, a w jego miejsce zasysane jest chłodniejsze z okolicy. Powstaje burza ogniowa. Wytworzony przez pożar wiatr może mieć siłę sztormu i gwałtownie podsyca ogień. W centrum pożaru temperatura może sięgać 800-900 stopni Celsjusza. Dość, żeby topić metalowe konstrukcje.
Dodatkowo wiatry unoszą płonące żagwie, najczęściej fragmenty gałęzi, i roznoszą je po okolicy. Tą drogą ogień może przeskakiwać nawet na pół kilometra i rozprzestrzeniać się w sposób trudny do opanowania, przy okazji omijając górą przygotowane przez strażaków pasy przeciwpożarowe. Wytwarzane przez ogień prądy powietrzne rozprzestrzeniają też dym, który może zaskoczyć strażaków i stworzyć dla nich zagrożenie.
W takich warunkach nie mówi się o gaszeniu, tylko o ograniczaniu zasięgu pożaru, głównie z powietrza. Tysiące litrów wody zrzucają z powietrza samoloty i śmigłowce, celując w obrzeża pożaru. W jego centrum nie ma możliwości gaszenia ognia. Panuje tam tak wysoka temperatura, że woda wyparowuje, zanim dotrze do celu. Gdy ogień już się rozszaleje i stanie się katastrofalnym pożarem lasu, głównym celem staje się niedopuszczenie go do budynków. Czasem nawet to nie jest możliwe a jednym rozwiązaniem jest ewakuacja. Tak właśnie stało się 3 maja w Fort McMurray, po tym, jak rano wiatr zmienił kierunek i pożar trawiący dotychczas las na południowy-zachód od miasta gwałtownie ruszył w jego kierunku.
Żywioł w Fort McMurray udało się opanować dzięki olbrzymiemu poświęceniu i pracy strażaków, oraz rzece Clearwater. Ogień zatrzymał się na jej brzegu, dzięki czemu pożar nie dotarł do centrum miasta. Niebezpieczeństwo nie jest jeszcze całkowicie zażegnane. Pożary wciąż trawią tysiące hektarów lasów, choć obecnie rozszerzają się wolniej.
Zmiany klimatu i globalne ocieplenie sprawcami gigantycznych pożarów
Głównymi sprawcami największego pożaru w historii Kanady są warunki pogodowe, jakie panują od kilku miesięcy w prowincji Alberta. W Albercie od początku maja jest niezwykle gorąco, a dotychczasowa suma opadów w 2016 roku jest znacznie poniżej średniej dla tego okresu.
Specjaliści twierdzą, że susza i wysoka temperatura są skutkiem tzw. bloku omega (ang. Omega block). Jest to charakterystyczny układ ośrodków ciśnienia nad Ameryką Północną. Przypomina on grecką literę omega, ponieważ głównym ośrodkiem jest wyż, znajdujący się w centrum kraju, a po jego bokach znajdują się niże.
Jednak blok omega to nie wszystko. Nie występuje on cały czas, a meteorologiczne dane dla Alberty wykazują, że całe lato było cieplejsze niż zazwyczaj.
Robert Field z Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku twierdzi, że w ociepleniu znaczącą rolę odgrywa zjawisko El Nino, które spowodowało, że w Kanadzie zrobiło się bardzo sucho, co przyczyniło się do wzniecenia pożaru.
źródło: materiały prasowe