
Powinniśmy zredukować emisję dwutlenku węgla do atmosfery do zera w ciągu najbliższych 30 lat, a w ciągu najbliższych 15 lat obniżyć ją o połowę. W przeciwnym wypadku grozi nam wyginięcie.
Prof. Szymon Malinowski fizyk atmosfery podkreśla, że niewiele osób ma świadomość tego, jakie są konsekwencje globalnego ocieplenia, choć jest to jedno z kilku poważnych zagrożeń, przed którymi stoimy.
„Traktujemy globalne ocieplenie jak takie normalne zjawisko meteorologiczne, na zasadzie: przyjdzie burza, powieje, zaleje, trzeba będzie coś zrobić i tyle. Świadomość powagi sytuacji jest bardzo, bardzo niewielka. Tymczasem jeżeli spełnią się prognozy, grozi nam wyginięcie, gdyż Ziemia przestanie nadawać się do życia, w tej formie jaką znamy. Robimy takie projekcje już od lat 60. ubiegłego wieku. Na razie rzeczywistość biegnie wzdłuż praktycznie najgorszego możliwego scenariusza” ” – podkreśla astrofizyk.
Klimatem Ziemi rządzą dwie rzeczy: dopływ energii od Słońca i to, w jaki sposób Ziemia pozbywa się tej energii, emitując ją w kosmos. Jeżeli dopływ energii jest większy niż jej ucieczka, planeta się ogrzewa. Wtedy temperatura wzrasta, a planeta oddaje więcej ciepła, dążąc do stanu równowagi. Jeżeli dopływ energii jest mniejszy niż odpływ, to temperatura planety spada i tym samym oddaje mniej energii.
„To jest tak, jak z domem, który okładamy styropianem. Gdy mamy w tym czasie dostawę energii z elektrociepłowni, w budynku rośnie temperatura. My w tej chwili zachowujemy się jak szalony budowlaniec, okładając naszą planetę w bardzo szybkim tempie odpowiednikiem styropianu, czyli wpuszczając do atmosfery ogromne ilości gazów cieplarnianych. W ciągu ostatniego ćwierćwiecza ludzie zużyli tyle paliw kopalnych, co od narodzin rewolucji przemysłowej do początku lat 90” – dodaje naukowiec.
Profesor Malinowski podkreśla, że już w przeszłości gazów cieplarnianych w atmosferze bywało dużo więcej niż obecnie. Jednak zmiany wynikające z ich obecności następowały o wiele wolniej niż teraz, co biosferze dawało więcej czasu na adaptację.
„Wielkie wymieranie związane z bardzo szybkim wzrostem zawartości gazów cieplarnianych i tym, że biosfera za nim nie nadążała, uznawane przez naukowców jako prototyp tego, co może się zdarzyć w najbliższym czasie – tzw. paleoceńsko-eoceńskie maksimum termiczne – trwało tysiące lat. My jesteśmy w stanie w ciągu małych dziesiątków lat zmienić planetę w porównywalnym stopniu” – ocenia fizyk atmosfery.
Naukowiec zwraca uwagę, że wzrost temperatur na skutek działalności człowieka uruchomi lawinę naturalnych procesów, nad którymi nie będziemy w stanie zapanować.
„Na powierzchni naszej planety zalega mnóstwo materii organicznej, w szczególności w tych miejscach, które właśnie były częściowo zamarznięte w okresie lodowcowym, a potem się pokrywały roślinnością, np. tundra. Odłożyło się także wiele gazów cieplarnianych w postaci klatratów metanu na dnie oceanu. Jeżeli temperatura powierzchni planety wzrośnie powyżej pewnej wartości, ta materia zacznie w gwałtowny sposób uwalniać do atmosfery gazy cieplarniane, tj. dwutlenek węgla i metan, rozkładający się po kilku latach do CO2. Najnowsze badania wskazują, że ten moment jest bliżej, niż nam się wydawało” – mówi Malinowski”.
W walce o ograniczenie ocieplenia do półtora stopnia chodzi o to, żeby prawdopodobieństwo uwolnienia tych gazów cieplarnianych ograniczyć.
Naukowiec przypomina w tym kontekście ostatni raport specjalny IPPC (ang. Intergovernmental Panel on Climate Change), którego autorzy mówią o dwóch scenariuszach ocieplenia (obydwu wymagających szybkich redukcji emisji), po czym porównują ich możliwe konsekwencje. W jednym scenariuszu temperatury na świecie wzrosną o 1,5 st. C, w drugim – o 2 st. C w stosunku do ich poziomu sprzed epoki przemysłowej.
„Nawet te pół stopnia różnicy w sytuacji, kiedy jesteśmy blisko wartości krytycznej robi bardzo dużą różnicę. Raport powstał po szczycie klimatycznym w Paryżu na zamówienie biednych państw, dla których ograniczenie ocieplenia do półtora stopnia to jest +być albo nie być+. Natomiast my cały czas pracujemy zgodnie ze scenariuszem ocieplenia o 6 stopni do końca wieku, czyli tak naprawdę emitujemy według scenariusza totalnej zagłady życia, jakie znamy” – zaznacza fizyk atmosfery.
Prof. Malinowski podkreśla, że jedynym sposobem zatrzymania nadchodzącej katastrofy jest zaprzestanie emisji CO2.
„Już nie jesteśmy w stanie uniknąć katastrofy, zmieniając stopniowo i powoli swoje przyzwyczajenia. Powinniśmy zredukować emisję dwutlenku węgla do atmosfery do zera w ciągu najbliższych 30 lat, a w ciągu najbliższych 15 lat zredukować ją o połowę. Przypominam, że aktualnie emisja nie spada, a rośnie o 3% rocznie”.
Zdaniem Malinowskiego koszty tych zmian nie muszą być dramatycznie wysokie, bo mamy naturalne źródło energii w postaci Słońca i gotowe technologie, które pozwalają z tej energii korzystać.
źródło: naukawpolsce.pap.pl